sobota, 31 sierpnia 2013

Następny tydzień będzie lepszy (bo gorszy być nie może)

Jak ująć w słowa porażkę?

Kręte korytarze prowadzące na trzecie piętro, notatki zza obiadu, kot ciężko przeżywający poniedziałkowy poranek, ptaszek-przybłęda, papiernicze zdobycze z owada zwanego Biedronką, psychodeliczne książki z Empiku, świeczka (ponoć) zapachowa oraz suwenir ze szkolenia z kreatywności.

Miniony tydzień był naprawdę okropny - zero możliwości skupienia się (nowe biurko mam chyba na jakiejś żyle wodnej) oraz walka z ciągłym niewyspaniem były tylko preludium do poczucia przemęczenia i nawalania gdy tylko pojawiała się ku temu okazja. Pora odbić się od dna.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rimmel Salon PRO: 312 ULTRA VIOLET


Paznokciowa historia pojawiła się na blogu nie bez kozery, tak samo jak kończące ją "do pomalowania!" - chcę wam pokazać moje lakiery na paznokciach :-)

Nie mnie oceniać ile ten lakier ma w sobie "ultrafioletu" ale na pewno ma mnóstwo z czekolady "Milki"! Posiadam już bardzo podobny kolor z Miss Sporty - niewiele różnią się odcieniem, ten z Miss Sporty jest chyba bardziej mleczny i potrzebuje nabłyszczającego top coatu by lśnić tak jak Rimmel.

Przy wprawnej ręce spokojnie wystarczą dwie cienkie warstwy lakieru (czytaj: upaprałam skórki a warstw u siebie dla pewności położyłam trzy - do malowania paznokci też powinnam zakładać okulary), który schnie naprawdę błyskawicznie! Mam też nadzieję, że tak jak miętowy brat (500 PEPPERMINT) wytrzyma "od soboty do soboty" (czytaj: tydzień) bez odprysków i startych końcówek. Na plus odnotowałam także fakt, że przy wstrząsaniu buteleczką słuchać brzdęk kuleczki, która pomaga nam w dokładnym wymieszaniu lakieru.

Chociaż do serii byłam nastawiona sceptycznie (przede wszystkim ze względu na cenę) możliwość przekonania się na własnych paznokciach że lakiery z niej są naprawdę niezłe sprawiła, że dorastam do zaopatrzenia się w bordowo-różowy kolor 402 URBAN PURPLE.

Tym razem pewnie do poczytania ;-),
M.

sobota, 10 sierpnia 2013

Krótko (i nieprofesjonalnie) - moja paznokciowa historia

Kiedy mówię o swoich paznokciach i (obecnie zubożałej) kolekcji lakierów zawsze mocno podkreślam lat, że obgryzałam je przez przynajmniej kilkanaście lat (praktycznie rzecz biorąc cały okres od początku podstawówki aż do skończenia liceum oraz przez pierwszy rok studiów) co spowodowało naprawdę ogromne szkody - w krytycznych momentach długość płytki paznokciowej nie przekraczała u mnie ok. 6mm a ja dalej nie mogłam się powstrzymać i gdy tylko paznokcie choć trochę zaczynały odrastać... automatycznie lądowały pomiędzy moimi zębami.

15 buteleczek, które miałam na wierzchu

Niestety nie byłam w stanie znaleźć zbyt wielu zdjęć (chyba nietrudno zgadnąć dlaczego moje dłonie "unikały obiektywu"), ale może te które się jeszcze uchowały zniechęcą kogoś do obgryzania.

Zdjęcie można powiększyć, ale jakość wciąż będzie nijaka; nie przedstawiają oczywiście moich paznokci w ich najgorszych momentach... rzekłabym, że wręcz w tych lepszych


Paznokcie udało mi się po raz pierwszy zapuścić na studniówkę, na którą z dumą wykonałam coś co miało przypominać manicure, a opierało się na wytarmoszeniu skórek i położeniu dwóch warstw lakieru, jednej bladoróżowej a drugiej jakby mlecznej, nadającej połysk. Potem oczywiście paznokcie "zjadłam".

Paznokcie obgryzałam przy każdej możliwej okazji - lądowały w buzi podczas oglądania tv, przeglądania internetu, czytania książki, nudnego wykładu, w trakcie nauki na egzamin, gdy byłam znudzona, gdy byłam czymś zaabsorbowana... Obgryzałam dosłownie cały czas i nie umiem tak naprawdę powiedzieć co sprawiło, że po prostu przestałam (chyba po prostu w końcu zobaczyłam bezsensowność takiego hobby), ale pamiętam moment gdy w nagrodę po zdanym egzaminie kupiłam sobie ohydnie czerwony lakier do paznokci (teraz już wiem, że czysta czerwień nie jest dla mnie) i wreszcie miałam co nim pomalować!

Obecnie - chociaż stan skórek wciąż bardzo często woła o pomstę do nieba - moje paznokcie wyglądają już chyba całkiem nieźle (szczególnie gdy pod uwagę weźmiemy stan początkowy):



Płytka paznokciowa niesamowicie się wydłużyła (ze wspomnianych 5-6mm udało mi się wyhodować naprawdę niezłe paznokcie), ale pomimo kilku epizodów mających na celu hodowlę szponów noszę je raczej krótkie. Preferuję lakiery w kolorach takich jak bordo, granat, jasny fiolet czy mięta. Szczerze się też przyznam, że nie stosuję żadnych odżywek ani specjalnych zabiegów pielęgnacyjnych. Staram się odsuwać skórki (zamiast je wycinać), zastanawiam się też nad stosowaniem preparatów zawierających wyciąg ze skrzypu choć raczej ze względu na stan włosów niż paznokci, gdyż te drugie miałam szczęście odziedziczyć twarde i dość odporne na urazy mechaniczne.

Do pomalowania!
M.

sobota, 3 sierpnia 2013

Opowieści z Krainy Centusia

Zdradzę wam sekret: jestem typowym krakowskim centusiem, prawdziwą Szkotką wyrzuconą z ojczyzny za skąpstwo. Skrzętnie obliczam jaki bilet autobusowy bardziej mi się opłaci (w tym miesiącu stawiam na KKM na jedną linię), nawiedzam sklepy w trakcie wyprzedaży i promocji (choć nie zawsze mi się to udaje - ostatnio kupiłam krem z serii Garnier Hydra Adapt w cenie regularnej ponieważ na gwałt potrzebowałam czegoś lekkiego, co nawilży moją skórę i nie mogłam czekać aż pojawi się na promocji... za to upolowałam ostatnio bordowy Rimmel 60 seconds za 4,99 PLN, ha!) czy też w miarę możliwości wykorzystuję swe liche zdolności manualne do DIY (klik!), a cała kolekcja długopisów pochodzi z targów pracy oraz spotkań z różnymi firmami...

Jak zaoszczędzić 91,96 PLN (słownie: dziewięćdziesiąt jeden złotych i dziewięćdziesiąt sześć groszy)?

Odpowiedź jest prosta: klikać w fejsbukowe konkursy! Niektóre zależą od refleksu gracza, inne wymagają odrobiny kreatywności, zabłyśnięcia pomysłem i jego realizacją ale wszystkie łączy jedno - opłacają się ;-)

W ten sposób pewnego ponurego dnia przypomniałam sobie o konkursie marki Rimmel, w którym codziennie można było wygrać zestaw trzech lakierów do paznokci. Z powodu sesji ominęłam pierwsze dwa zadania, ale nie zraziłam się - widząc zadanie polegające na pokazaniu co zabieramy na imprezę od razu chwyciłam za moją malutką cekinową torebeczkę, ulubioną szminkę i aktualnie używany tusz do rzęs, zrobiłam zdjęcie liczydłem, poprawiłam kolory w maszynce do mięsa (klik!) i wysłałam. I zapomniałam. I wygrałam. Oczywiście nie omieszkam pochwalić się jak sprawują się na moich obgryzionych paznokciach (post dla ludzi o mocnych nerwach).

Da się prościej?
...da :-)
W wymagającym refleksu konkursie Super-Pharm i Max Factora już w pierwszym dniu udało mi się załapać na maskarę Wild Mega Volume (klik!)

Jak oszczędnie! Kobieta taka jak ja to skarb! :P
Na zdjęciu widnieją wszystkie wymienione w poście produkty.

Na sam koniec przydałaby się jakaś puenta ale jej poskąpię ;-)
Follow on Bloglovin